Kiedyś trzeba zacząć...
Może zaczynanie bloga o tematyce ogrodniczej w zimie jest nieco dziwne, choć w sumie dlaczego? Nie będzie tylko o "krzakach"... A poza tym teraz jest czas, żeby spokojnie pomyśleć czego oczekujemy od naszej przestrzeni.
To wcale nie tak, że zimową porą w ogrodzie, jak to mówił Maciej Stuhr w jednym ze swoich stand-upów: "siedzimy, nic się nie dzieje, nuda po prostu, przerwa jaka czy coś..." Jeśli o to zadbaliście to ogródek nawet teraz cieszy wyglądem, tętni życiem, kwitną kwiatki...
Z tym ostatnim to żartowałam, przynajmniej jeszcze przez chwilę, ale dlaczego miałby nie tętnić życiem. Ja o to zadbałam. W swoim ogródku - dwa na dwa metry, jak na fachowca przystało - zamontowałam karmnik. Już jakiś czas temu. Wiecie, takie małe ustrojstwo, co to ptaszory się w nim opychają.
A swoją drogą pamiętaliście o bieleniu pni drzew w zimie? Nie? No i dobra, ja też nie, jak to specjalista. Dobra wiadomość jest taka, że słońce jeszcze nie operowało za bardzo i zdążymy zanim "trachnie" nam kora. A więc do roboty!
Wracając... Początkowo ściągnęłam wróble, całe chmary zaczęły się zlatywać. Wiecie, że objęto je ochroną gatunkową? U mnie nie widać, żeby wróbli brakowało, ale to w sumie dobra wiadomość.
I dzwońce zaczęły się zlatywać - takie żółto-zielone. I sikorki bogatki oczywiście.
A, i gołąb się zadomowił, w sumie to nawet dwa.
Z czasem coraz ciekawsze egzemplarze zaczęłam obserwować. Moja wiedza o ptakach zbyt duża nie jest, więc sobie nawet przewodnik zakupiłam. Mogę się teraz pochwalić parką kowalików - bardzo ładne ptaszki, płochliwe, ale pocieszne. I makolągwą. Zapomniałabym o ziębach, szczególnie ładnie upierzone samce, choć samiczki też urokliwe. I "król karmnika" kilka razy zaglądał, choć moją żurawiną pogardził. Ciężko było mu fotkę pstryknąć, bo czujny gad strasznie, ale udało się. Więc dołączam dokumentację - grubodziób w całej okazałości!