środa, 26 października 2016

Mali ogrodnicy. Jak dożywić latorośl?



Ogrodnictwo w służbie rodzicielstwa...


Im dłużej zajmuję się ogrodnictwem tym odkrywam więcej dziedzin, w których może być ono przydatne. Wspominałam już o walce z zanieczyszczeniami powietrza czy z przeziębieniami. Ostatnio odkryłam, że również walka z małymi "szkodnikami" (typu potomstwo) przy pomocy "ogrodniczych metod" może przynosić rezultaty...

Pamiętacie piramidę odżywiania i zalecenia w kwestii spożycia "produktów ogrodniczych" (jeśli nie, możecie zajrzeć TU)? Jak pojawia się w rodzinie mały "szkodnik", to najczęściej próbujemy wdrożyć te zalecenia w 100, a nawet 150 procentach. Postanawiamy: zero słodyczy, mało cukru, zamiast cukierków owoce, a czekoladę zastąpimy brokułami... Piękny plan, a jak wychodzi? Wiecie sami. Tym którym się udaje można pozazdrościć, również tym którym chociaż częściowo się udaje. Czasem jest jednak tak, że mały "szkodnik" z założenia nie lubi warzyw, co więcej nie lubi nawet owoców - no może bananka kawałek - i to mimo całego naszego zamiłowania do zieleniny, i ciągłych prób... Taki kawałek natki pietruszki (2 x 2 mm), schowany w rurce makaronu potrafi wyczuć... Nie lubi i już. A jeść trzeba, najlepiej 5 porcji dziennie (ten kawałek natki - jeśli jakimś cudem go przełknie - niestety nie liczy się jako jedna).

W Internecie znajdziemy stos rozwiązań, jedne zadziałają, inne nie, próbować trzeba. U mojego "robala" najlepiej sprawdzają się trzy - dwa ogrodnicze, jedno kreatywne. Po kolei:

Miejsce 3. "Sam posadziłem"

Trzeba przyznać, że z owocami to dość długi proces i na efekty trzeba "chwilę" poczekać, szczególnie jeśli chodzi o te, rosnące na drzewach. Ale maliny, porzeczki, agrest czy winogrona - tak! To jest do zrobienia, jeśli oczywiście mamy na to miejsce. Krzewy owocowe można z powodzeniem wpleść w ogród stworzony dla celów czysto dekoracyjnych. Radziłabym w takim przypadku unikać w ogrodzie gatunków o trujących owocach, jak np. wawrzynek wilczełyko. Za to truskawki i poziomki bardzo przyjemnie jest sadzić razem z pociechą, a później zbierać i zjadać pro... 

Z warzywami i ziołami natomiast mamy pełne pole do popisu. Wysiewanie nasionek (ewentualnie sadzenie sadzonek), a później wspólna pielęgnacja często zachęcają do spróbowania efektów pracy. W tym przypadku miejsce zawsze się znajdzie, bo wszystko jedno czy będziemy uprawiać warzywa u gruncie, podniesionych grządkach, szklarni, balkonie czy parapecie. Dodatkowo można się wspomóc ciekawymi odmianami o różnych kształtach czy kolorach. 

A co najlepsze za jednym zamachem możemy mieć trzy pozytywne efekty: jedzenie witamin, wspólna zabawa i nauka m.in. pracy...


Miejsce 2. "Kreatywne witaminy"

Prosta sprawa. Smaczne, pełne witamin obrazki są świetną zabawą, przy której podjadanie jest wskazane. U nas jest obsesja pociągowa. Robimy je ze wszystkiego co się da, serio - plasteliny, kasztanów, papieru toaletowego, tektury i właśnie owoców i warzyw. Co więcej w tym temacie? Udanej zabawy!



Miejsce 1. "Prosto z krzaczka"

Te owoce i warzywa, które ze "szkodnikiem" sadzimy, pielęgnujemy i zbieramy, najlepiej zjadać "prosto z krzaczka"! Nie wiem jak wy, ale ja do dziś pamiętam smak, a przede wszystkim zapach zrywanych pomidorów. I agrest - co najmniej słabo dojrzały - mniam... A taki pienny agrest czy porzeczka bardzo ciekawie można zaaranżować w ogrodzie (oczywiście nie zachęcam do zjadania niedojrzałych owoców). Tak, oczywiście wiem o myciu owoców i warzyw - zawsze można mieć przy sobie butelkę z wodą. 

U mnie ta właśnie metoda sprawdza się najlepiej, dlatego zachęcam do uprawy własnych owoców i warzyw, nawet na najmniejszej przestrzeni i podjadania ich do woli. "Robal" z krzaczka potrafi chapnąć nawet najbardziej "niejadalne" owoce, czyli te o kolorze zielonym...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz